Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana III.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kochamy się! — odparła.
— Dziwny gust!
Sylwja wybuchnęła śmiechem.
— Z czyjej strony?
— Z obu.
Sylwja go potargała za ucho.
— Jesteś, widzę, zazdrosny?
Zaprotestował głośno.
— Nie? To dobrze. Nie byłoby na to lekarstwa.
Wzruszył ramionami. Przez połowę jeno wierzył, lecz był zaintrygowany. Jakże dwie kobiety tak odmienne mogą być siostrami i kochać się? Tajemnicza matka zaczęła go ponownie zajmować.

Anetka zdecydowała się nie narzucać synowi z przywiązaniem swojem, poprzestając na zwierzaniu się Sylwji, z jej nawet porady. Opuszczony przez matkę, Marek zaczął odczuwać jej brak. Gdy nastały wakacje letnie, uległ, przystał łaskawie namowie Sylwji, i pojechał.
Ale próba była dla obojga przedwczesną jeszcze. Anetka zdołała z oddali hamować swe uczucia, inaczej było atoli zbliska. Stęskniła się zatem, od długich miesięcy ginęła z pragnienia. Serce jej wołało o kropelkę... nie o cały potok miłości. Daremnie powtarzała sobie mądrą maksymę Sylwji:
— Jeśli kochasz, nie okazuj tego zanadto!...
— Czyż można ukryć miłość? Trzebaby chyba kochać połowicznie tylko. Nie uznawała połowiczności. Dla matki i syna było to wszystkiem, lub niczem. Ponieważ zaś dla Anetki było wszystkiem, przeto niczem dla Marka.
Przybył przepojony najróżniejszemi uczuciami, urazą ale i pociągiem równie żywym, który czekał tylko spo-

100