Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaprowadziła siostrę do łóżka i dodała:
— Popatrz, jaka piękna!
Twarz Sylwji promieniała, ale przebiegały po niej cienie niepokoju. Po chwili rzekła znowu:
— Śpi smacznie... nieprawdaż?
Spojrzała na nią z gorączkowem pytaniem, więc Anetka odparła:
— Tak, śpi!
Poszły do sąsiedniego pokoju, gdzie był mąż z jedną z robotnic. Wysilali się, by mówić i zająć uwagę Sylwji. Ale ranna jej myśl przeskakiwała bezustannie z przedmiotu na przedmiot. Chwytała robotę i ciskała ją zpowrotem, a przytem ciągle nadsłuchiwała, co się dzieje w przyległym pokoju, powtarzając:
— Jak ona śpi!...
Patrzyła po wszystkich, czy wierzą. Wstała, podeszła do łóżka i zaczęła szeptać pieszczotliwe słowa. Nie mogąc tego znieść, Anetka chciała ją skłonić do milczenia, ale mąż poprosił ją zcicha, by nie niweczyła złudzenia.
Stało się to samo przez się. Sylwja wróciła, wzięła w rękę robotę i zamilkła, nie słuchając, co mówią inni. Umilkli także. Zapadła głęboka cisza. Nagle Sylwja wydała długi, bezsłowy okrzyk i zaczęła bić głową w stół. Gdy odzyskała mowę, jęła wyklinać Boga. Nie wierzyła weń, ale musiała na kimś wywrzeć zemstę. Oczy jej biegały, a usta miotały ordynarne słowa.
Potem nastąpiło wyczerpanie. Położono ją do łóżka, gdzie legła bez ruchu, a Anetka siedziała przy niej, aż do chwili zaśnięcia.
Wróciła złamana, pustemi ulicami, o świcie. Marek nie spał. Szczękając zębami, weszła do łóżka (po dwunastu blisko godzinach męki), ale zaraz wyskoczyła

211