Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

teki własnej i ojca. Były tam różności, nieczytane od całych lat, a Marek wziął się do nich. Wychodził na łowy, codziennie, po powrocie ze szkoły, przed nadejściem matki, Czytał bezładnie. Prędko nauczył się czytać i przebiegał stronę po stronie w pogoni za zwierzyną. Ucierpiała na tem nauka i został zaliczony do uczniów złych, nieuważnych, którzy nie umieją nigdy lekcji i odpisują zadania. Ale zdziwiliby się wielce nauczyciele, gdyby im ten mały kłusownik zacytował coś z rzeczy pochwyconych na własnym terenie myśliwskim. Brał się też do klasyków, ale zgoła nie po szkolnemu. Wszystko, co zachodziło w nieznanej krainie, miało dlań urok pięknego, zabronionego owocu. Nie zachodziła jeszcze obawa, by go coś splamiło, a nawet uświadomić mogło zbyt brutalnie. Ustępy drażliwe przebiegał z wesołym uśmiechem, nie domyślając się zasadzki płciowej, i nie odczuwał w niewinności swej gorącego wiewu życia na twarzy. Mimo to instynktownie zwietrzył w tym lesie książek miłość.
Czemże jest miłość dla dziesięcioletniego dziecka? Szczęściem nie posiadanem, które się zdobędzie kiedyś... Jakąż ma postać? Usiłował skonstruować ją z pochwytanych ułamków. Nie widząc nic, dostrzegał wszystko i wszystkiego pożądał. Chciał wszystko mieć i kochać! (istotny sens kochania, to dla dziecka, być kochanem... Ja kocham siebie... trzeba, by mnie kochano... Ale kto?) Nie mógł sięgnąć do wspomnień, gdyż były za bliskie, by je widzieć dobrze. W tym wieku nie mamy jeszcze przeszłości (lub mało), a jeno chwila bieżąca jest nam tematem o rozlicznych warjantach.
Chwila bieżąca? Podnosił matkę, siedzącą w ciepłem świetle naftowej lampy. spostrzegał oczy 189

189