Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

O jakże nikczemnych imał się pozorów, by umknąć! Ona zaś, niepomna godności swej, udawała, że nie rozumie, wynajdywała sposoby i walczyła gorączkowo o to, by go zatrzymać przy sobie.
Nie odszedł jednak, bowiem nie odmawiał tego, by brać, nie chciał tylko dawać.
Anetka pojęła nakoniec, co znaczy ta cała akcja od niej chce, a to odkrycie nie wywołało w niej czego tyle buntu co przygnębienia, zbrakło jej bowiem sił na oburzenie. Ach, tego więc jeno chciał? Nie znał tedy sam siebie, nie wiedział, że w jej oczach miała wartość jeno surowa jego moralność i że go za to właśnie kochała. Nie do twarzy mu zgoła było grać rolę Don Juana, zdobywcy, szampjona wolnej miłości! Mimo strapienia, Anetka zachowała umysł bystry i nie omieszkała z ironją uchwycić strony komicznej tragedji swego życia.
— Przyjacielu, — myślała z czułością, politowaniem i odrazą jednocześnie — kochałam cię więcej, gdyś mnie potępiał. Ciasna, ale uczciwa idea miłości dawała ci prawo, którego dziś nie masz już. Cóż pocznę z tą niższą miłością, pozbawioną szacunku, którą mi ofiarujesz? Bez szacunku niema między nami o miłości mowy!
Każda miłość czerpie z czegoś soki żywotne, tam, gdzie jedna rozkwita, marnieje druga. Miłość zmysłowa obchodzi się bez szacunku, ale miłość duchowa poprzestać na samej rozkoszy nie zdoła.
— Ach! — zawołała w duchu. — Raczej zostanę utrzymanką pierwszego lepszego przechodnia, niż twoją, gdyż kocham cię!
Z nim, byłoby to poniżeniem. Wszystko, lub nic!

147