Strona:Romain Rolland - Dusza Zaczarowana II.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Trzeba go było wprowadzić w ten świat ostrożnie i mądrze.
Anetce brakło tej mądrości wrodzonej, a miłość nietylko nie nauczyła jej tego, ale nawet napełniła ją poczuciem wspaniałomyślnego zaufania. Pewna, że jest kochaną i kocha, nie kryła się już z niczem. Pocóż miała używać barwiczki, kiedy nic jej od ukochanego oddalić nie mogło? Zdrowa w sercu swojem, nie rumieniła się, iż jest taką jaką jest i że on to widzi. Naiwność jego i onieśmielenie sprawiały jej nieco złośliwą rozkosz i lubowała się tem, że mu pierwsza odkryje duszę kobiecą.
Pewnego dnia odwiedziła go niespodzianie w jego mieszkaniu. Drzwi otwarła matka, staruszka o gładko uczesanych, przyprószonych siwizną włosach i surowem, jasnem spojrzeniu. Nieufnie obejrzawszy Anetkę, wprowadziła ją do małego, czystego, a chłodnego saloniku z meblami w pokrowcach.
Zblakłe fotografje rodzinne, oraz ryciny muzeów, obniżały bardziej jeszcze temperaturę pokoju. Anetka czekała sama, w sąsiednim pokoju szeptano coś przez chwilę, a potem wszedł spiesznie Juljan. Był uradowany, ale trwożny, nie wiedział co mówić i odpowiadał na chybi traf. Siedzieli na niewygodnych twardych krzesłach i dzielił ich stół salonowy, o który niesposób się oprzeć, by nie trącić kolanami o jakąś ostrą jego ozdobę. Lśniła podłoga, nie nakryta dywanem, pokryte szkłem postaci spoglądały martwo, jak rośliny zielnika, słowa zamierały na ustach i głos przechodził bezwiednie w szept. Anetka zadała sobie pytanie, czy ją trzymać tu będzie przez całą wizytę. Wkońcu poprosiła, by jej pokazał swą pracownię. Nie mógł odmówić, chciał tego nawet, ale zawahał się, tak że spytała:

133