Strona:Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dobrze — odrzekłem — wnijdź do dworu, a dostaniesz kęs strawy, choćbym nawet miał z tego powodu pozostać naczczo.
To mówiąc, wprowadziłem go do wnętrza domu i posadziłem na własnem miejscu, gdzie on zabrał się z łapczywością do ostatków śniadania, kiwając na mnie od czasu do czasu i wyczyniając przeróżne grymasy, które, jak mi się zdaje, biedaczek uważał za godne człowieka. Tymczasem stryj przeczytał list i siedział w zamyśleniu; naraz, ni stąd ni zowąd, zerwał się w wielkiem ożywieniu na równe nogi i odciągnął mnie na stronę w najdalszy kąt pokoju.
— Przeczytaj to, — rzekł, wręczając mi list.
Oto brzmienie tego listu, który w chwili, gdy to piszę, leży przede mną:

Karczma Hawes,
koło Przewozu Królowej.
JWielmożny Panie!
Przebywam w tych stronach, tu to tam zarzucając kotwicę, i wysyłam mego pacholika, by zasięgnął wieści. Jeżeli pan dobrodziej masz jakoweś zlecenia dalsze co do morskich podróży, tedy dzisiaj ostatnia po temu nadarza się sposobność, gdyż będziem mieli wiatr pomyślny do odpłynięcia z zatoki. Nie będę starał się temu przeczyć, iż miałem sporo utrapienia z waszym pełnomocnikiem, p. Rankeillorem; z czego, jeżeli zawczasu nie zapobiec, zobaczysz waszmość, że wynikną pewne straty. Wypisałem wam rachunek, — jak w dopisku. Pozostaję waszmości najposłuszniejszym, uniżonym sługą Eljasz Hoseason.
42