Strona:Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cię zadziwi, nie zawsze był brzydki. Błyszczał-ci on niegdyś urodą i wytwornością! ludzie w drzwiach stawali, by nań popatrzeć, gdy przejeżdżał na rączym rumaku. Widywałem to nieraz na własne oczy, a wyznam szczerze, iżem nań pozierał nie bez zazdrości, jako że sam byłem prostym chłopczyną i synem prostego człowieka... zaś w owe lata wynikało stąd: Odi te, qui bellus es, Sabelle.
— Brzmi to jak bajka, — wtrąciłem.
— Tak, tak, — rzekł prawnik, — tak to bywa z młodością i latami. Ale na tem nie koniec, bo oto miał on i tego rodzaju usposobienie, które zdawało się wróżyć mu wielką przyszłość. W r. 1715 cóż lepszego mogło mu przyjść do głowy, jak nie drapnąć do powstańców? Aścin ojciec go gonił, znalazł go gdzieś w rowie i przyprowadził go z powrotem, multum gementem, ku uciesze całej okolicy. Tak, czy owak, majora canamus... obaj młodzieńcy zakochali się i to w tej samej pannie. Pan Ebenezer, którego powszechnie podziwiano, lubiono i psuto nad miarę, był, oczywista, wielce pewny swego zwycięstwa; kiedy zaś obaczył, iż się zawiódł i omylił, dalej drzeć się, jak paw, wniebogłosy. Poszedł stąd huczek na całą okolicę; ów młodzian to leżał w domu chory, a jego rodzina o gołębich sercach stała dokoła łoża, zalewając się łzami; to znów jeździł od gospody do gospody i pierwszem z brzega wywnętrzał się ze swych strapień. Twój ojciec, panie Dawidzie, był zacności człowiekiem, ale był przytem aż do żałości czuły i ustępliwy; to też wszystkie te wybryki brał całkiem poważnie, aż nareszcie dnia jednego — wybacz aść, że to mówię! — zrzekł się ręki swej panny. Ona jednakże nie była tak narwana (po niej to chyba waćpan odziedziczyłeś swój trafny i zdrowy

293