Strona:Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

iż wydawało mi się wielkiem dostojeństwem siedzieć znów pod dachem, w schludnym domu i wieść przyjacielską rozmowę z wykształconym i przyzwoicie ubranym jegomościem. Właśnie gdym o tem myślał, rzuciłem okiem na swe ohydne łachmany i popadłem znów w zakłopotanie. Widział to rejent i zrozumiał myśl moją; wnetże wstał, zawołał przez schody, by zastawiono drugie nakrycie, gdyż pan Balfour zostanie u niego na obiedzie, poczem zaprowadził mnie do sypialni na pięterku. Tam przede mną postawił miednicę z wodą, mydło i grzebień i wydobył jakieś ubranie, należące do jego syna, a wreszcie, rzuciwszy jeszcze jakąś stosowną cytację, wyszedł z pokoju, dając mi możność przebrać się i przyochędożyć.



291