Strona:Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

On wydobył z szuflady plik papierów i rozłożył je przed sobą.
— A więc? — odezwał się.
Atoli ja zasznurowałem usta i siedziałem, nic nie mówiąc.
— Dalej, dalej, panie Balfour, — rzekł prawnik, — powinieneś wszystko kolejno wyznać. Gdzie się urodziłeś?
— W Essendean, mościpanie — odrzekłem, dwunastego marca roku Pańskiego 1733.
On zdawał się szukać tej daty w swojej teczce, ale co to znaczyło, nie mogłem odgadnąć.
— Ojciec i matka waćpana?
— Ojcem moim był Aleksander Balfour, nauczyciel w owej miejscowości, a matką mi była Gracja z domu Pitarrow, — odpowiedziałem; — zdaje mi się, że jej rodzina pochodziła z Angus.
— Czy waćpan masz jakie papiery, stwierdzające prawdziwość twej osoby? — zapytał p. Rankeillor.
— Nie, łaskawy panie — zeznałem; — znajdują się one w rękach jwpana Campbella, plebana miejscowego, od którego łatwo je wydostać; ponadto sam p. Campbell może poręczyć za mnie, a co się tyczy tej sprawy, nie sądzę, by stryj mój chciał zadać kłam mym słowom.
— Masz na myśli p. Ebenezera Balfoura? — rzecze rejent.
— Jego we własnej osobie, — odrzekłem.
— Czyś go widział? — zapytał p. Rankeillor.
— Byłem przezeń podejmowany w jego własnym domu — odpowiedziałem.
— Czy spotkałeś się kiedy z człowiekiem, zwanym Hoseason? — zapytał p. Rankeillor.

284