Strona:Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.




ROZDZIAŁ XI.
KAPITAN DAJE ZA WYGRANĄ.

O godzinie szóstej usiedliśmy obaj — Alan i ja — do śniadania. Podłoga była zasuta potłuczonem szkłem i zbryzgana okropnie krwawą juchą, która odbierała mi chęć do jadła. Pod innemi względami byliśmy jednak w położeniu nietylko znośnem, ale i wesołem, jak o że wydziedziczyliśmy oficerów z ich własnej kabiny i mieliśmy do rozporządzenia wszystkie napitki, znajdujące się na statku — zarówno wino, jak i gorzałkę — oraz conajwykwintniejsze frykasy, takie jak marynaty z owoców i chleb pytlowany. Samo to przez się już wystarczało, by wprawić nas w dobry humor, ale najparadniejszą okolicznością było to, że dwaj najwięksi pijanice, jakich po wsze czasy wydała ziemia szkocka (ile że pan Shuan już nie żył), byli teraz zamknięci na przodku[1] okrętu i skazani na to, czem się najbardziej brzydzili — na zimną wodę.
— I zapamiętaj to sobie — mówił Alan — że za jakiś czas posłyszymy o nich znowu. Można kogoś odwieść od walki, ale nigdy od butelki, gdy do niej nawyknął.

  1. Przodek — przednia część statku, zwaną też przodem; drugi koniec okrętu nazywa się wśladkiem, tyłem lub rufą.
100