Strona:Robert Ludwik Stevenson - Porwany za młodu.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

molić się na tamto łóżko, gdzie możesz ręką oprzeć się na oknie, a jeżeli który z nich dobierać się będzie do drzwi, masz strzelać. Ale na tem nie koniec. Pozwól, że zrobię z ciebie choć kawał wojaka, Dawidzie. Czego masz jeszcze pilnować?
— Jeszcze zostało okno w suficie — odpowiedziałem. — Alić, mości Stewarcie, musiałbym mieć oczy z dwóch stron, by uważać na oba okna, bo gdy twarzą spoglądam w jeden, to do drugiego odwrócony jestem plecami.
— Święta prawda — powiada Alan. — Ale czy to nie masz uszu?
— Ma się rozumieć! — zawołałem. — Przecież posłyszę wybijanie szyby.
— Masz nieco oleju w głowie — rzekł Alan burkliwie.



89