Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Utterson przez chwilę patrzył zamyślony w ogień kominka.
— Bez wątpienia masz zupełną słuszność — rzekł wreszcie, podnosząc się z fotela.
— Ślicznie! — ciągnął doktór dalej. — Ale ponieważ dotknęliśmy już tej sprawy i jak mam nadzieję, po raz ostatni, pragnąłbym cię jeszcze w jednym objaśnić kierunku. Interesujesz się naprawdę bardzo żywo tym biednym Hydem. Wiem, żeś go poznał, bo mi o tem opowiadał; obawiam się, że był wobec ciebie niegrzeczny. Ale interesuje mnie ten człowiek w bardzo wysokiej mierze i dlatego proszę cię, Uttersonie, przyrzeknij mi, że po mojej śmierci będziesz wobec niego cierpliwy i dopomożesz mu dojść swego prawa. Wiem, że gdyby ci wszystko było wiadome, uczyniłbyś to z największą chęcią i wierzaj mi, że spadnie mi wielki kamień z serca, jeżeli mi to przyrzekniesz, o co cię proszę.
— Nie mogę przyrzec, że z nim sympatyzować kiedykolwiek będę — rzekł mecenas.
— Tego też od ciebie nie wymagam — protestował Jekyll, kładąc rękę na jego ramieniu — proszę cię jedynie o sprawiedliwość i o pomaganie mu z myślą o mnie wtedy, gdy mnie już nie będzie.
Utterson nie mógł stłumić westchnienia.
— Dobrze — rzekł w końcu. — Przyrzekam ci.