Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jest stanowczo coś innego, ale chciałbym właśnie wiedzieć — co? Do stu djabłów, on przecież nic ludzkiego nie ma w sobie! Robi wrażenie — troglodyty, takbym to określił. Albo miałażby sama emanacja zepsutej duszy w taki sposób działać, że deformuje powłokę? Mam wrażenie, że rzecz się tak ma. Biedny, stary Henry Jekyll! Jeślim kiedy w życiu widział na obliczu ludzkiem piętno szatana, to na twarzy jego nowego przyjaciela.
Zbaczając na rogu ulicy, Utterson dostał się na plac o starych pięknych domach, które atoli przeważnie były zaniedbane. Zamieszkiwali je teraz bowiem najróżnorodniejsi ludzie, zajmując w nich po jednej lub parę ubikacyj, a więc litografowie, pokątni adwokaci, agenci obskurnych przedsiębiorstw. Jeden tylko dom, drugi od rogu ulicy, zachował jeszcze cechy wielkopańskie. Już na zewnątrz prezentował się wykwintnie, pomimo, iż z wyjątkiem oświetlonej bramy, cały pogrążony był w ciemnościach. Utterson stanął przed tą bramą i zastukał. Porządnie ubrany, stary już wiekiem służący, otworzył.
Czy pan doktór Jekyll jest w domu, Poole? — zapytał adwokat.
— Zobaczę, panie Utterson — odrzekł Poole i zaprowadził gościa do wielkiego, wygodnego hall‘u o ni-