Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wolałbym, żebyśmy byli najmłodszymi — dowcipkował Dr. Lanyon. — Ale sądzę, że masz słuszność. Lecz czemu o tem wspominasz? Bo ja, prawdę mówiąc, dawno go już nie widziałem.
— Tak? — wyjąkał Utterson. — A ja sądziłem, że was łączą wspólne interesy?
— Tak było niegdyś — brzmiała odpowiedź. Ale już od dziesięciu lat, wiesz, Henry Jekyll stał się dla mnie zbyt ekscentryczny. Zszedł z czasem na manowce, w ideach swych naturalnie. A chociaż się mimoto, by tak powiedzieć, gwoli mej starej miłości, nadal nim interesuję, to jednak od bardzo długiego czasu wściekle mało go widuję. — Tego rodzaju nienaukowa paplanina — ciągnął dalej poczerwieniwszy jak rak — rozłączyłaby nawet Damona i Phintiasa[1].
Ta mała, pełna temperamentu uwaga, była dla Uttersona pod pewnym względem jakby ulgą.
— Nie mogli zgodzić się jedynie w kwestjach naukowych — pomyślał sobie. — A ponieważ dla rzeczy naukowych z wyjątkiem dziedziny, dotyczącej parcelacji gruntów, żadnej nie posiadał pasji, dodał w duchu:

— Więc nic gorszego między nimi nie zaszło?

  1. Dwaj Pitagorejczycy z Syrakuz, słynni jako wzór wierności przyjacielskiej. (Przyp. tłómacza).