Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żącej z natury taksamo do mego ja, gdyż jest wyrazem, typowym wyrazem pierwiastków, w głębi istoty mej się znajdujących.
Długo zwlekałem, zanim dla dowodu słuszności obróciłem tę teorję w praktykę. Wiedziałem dobrze, że mogła to być moja śmierć, gdyż środek, który był w stanie ciało moje jak fortecę obalić, mógł przy najmniejszem przekroczeniu dawki lub jakiem innem nieprzewidzianem wydarzeniu, w krytycznym momencie tę powłokę, którą zamierzałem zmienić, doszczętnie zniszczyć. Ale wkońcu pokusa okazała się silniejszą od obaw i gnała mnie do tego jedynego w swoim rodzaju eksperymentu. Zakupiłem więc w aptece znaczną ilość pewnej soli, o której wiedziałem, że przy końcu eksperymentu decydującą odgrywać będzie rolę. I pewnej nocy nieszczęsnej o późnej godzinie, zmieszałem wszystkie chemikalja, zagotowałem je w szklance, a kiedy kipienie ustało, zebrałem całą siłę woli i wypiłem eliksir.
Po wypiciu rozpoczęły się najstraszliwsze boleści, rwanie w kościach, zabójcze nudności, a do tego wszystkiego zgroza, jaka duszy ludzkiej w okropniejszym stopniu ogarnąć chyba nie może w godzinie urodzenia i w godzinie śmierci. Potem zaś męki szybko ustawały i wróciłem do siebie jakby po ciężkiej chorobie. W wszystkich moich uczuciach było coś obcego,