Strona:Robert Louis Stevenson - Człowiek o dwu twarzach.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z pewnością za mną i prześcigną mnie. Odważam się nawet twierdzić, że wkońcu wiedza dojdzie do stwierdzenia, iż człowiek jest tylko społecznością licznych niejednorodnych i niezależnych obywateli. Ja, co do mojej osoby rozwinąłem się wedle całej natury mego życia bezsprzecznie tylko w jednym kierunku. W dziedzinie moralności i na sobie samym poznałem całkowicie pierwotną dwoistość natury człowieczej. Z całą świadomością przypatrywałem się walce dwóch istot we mnie, rozgrywającej się jakby na polu bitwy. Poznałem, że tylko dlatego mówić możemy: „ja“, ponieważ naprawdę należymy do obu istot. Już bardzo wcześnie, na długo zanim bieg moich naukowych odkryć pozwolił mi wogóle marzyć o możliwości takiego cudu, najmilszą moją myślą, na jawie i we śnie było — rozłączenie tych dwóch istot. Gdyby można, tak rozumowałem, każdej z nich dać osobną powłokę, życie ludzkie byłoby uwolnione od wszelkich udręk. Zło mogłoby sobie wtedy iść swoją drogą, nieobarczone żadnemi dążeniami ani skrupułami owego szlachetniejszego brata bliźniaczego. Dobro zaś byłoby w stanie mocno i pewnie kroczyć ku swoim wyżynom i spełnić dobre swoje uczynki, w których znajduje zadowolenie, nie cierpiąc już wcale z powodu win, popełnionych przez obce mu zupełnie zło. To wszak jest klątwą rodzaju ludzkiego, że te nierówne dwie wiązki tak ze so-