Strona:Robert Browning - Na balkonie.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Od niewieściego trzewika, nad stosem
Wiecznych płomieni?!...

KSIĘŻNICZKA KASIA. Jest w was coś takiego,
Co w lęk mnie wprawia, coś, czego my, ludzie,
Nie posiadamy. Może pochodzicie
Z najodleglejszych jakichś części świata?

(DRUGI KUPIEC, który nadsłuchiwał pode drzwiami po prawej stronie, podchodzi ku przodowi sceny, a podczas tego, po lewej, słychać głosy i kroki ludzkie).

DRUGI KUPIEC na stronie do PIERWSZEGO.
Są już u wejścia. Idźmy stąd. Gotowi
Jeszcze nas poznać i serca nam zmrozić
Swemi zdrowaśki lub skórę nam spalić
Święconą wodą.

PIERWSZY KUPIEC. Zegnaj nam. Musimy
Niejedną milę przebyć przed porankiem.
Wierzchowce nasze już tam biją ziemię
Z niecierpliwości.

(Odchodzą na prawo. W tej samej chwili wchodzi przeciwnemi drzwiami grupa wieśniaków.)

KSIĘŻNICZKA KASIA. A czego wy chcecie?

WIEŚNIAK. Pani, kucnąwszy przy watrze i stare
Opowiadając klechdy, słyszeliśmy
Naraz jakowyś brzęk, jakby na ziemię
Upadł czerwieniec, Szukamy, daremnie.