Strona:Roald Amundsen - Życie Eskimosów.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w ten sposób, że wewnętrzna część księżyca obrócona jest do środka chaty, a zewnętrzny brzeg do jej ścian. Teraz Nalungja przynosi worek z tłuszczem, wyjmuje z niego kawałek zmarzniętej słoniny, który tłucze, dopóki nie zmięknie pałką specjalnie do tego użytku wyrobioną z kości piżmowca. Później wyjmuje z jednej skrzyneczki małą kępkę mchu, macza ją w tranie i robi rodzaj świeczki. Potem przy pomocy drewien, które opisaliśmy powyżej, roznieca ogień. Wkrótce zaimproniowane świeczki dają jasny wesoły blask. Słoninę zbitą kładzie na lampie, a knot z mchu układa się wzdłuż jej prostego wewnętrznego brzegu. Knot oblewa się tranem i zapala się płonącemi kępkami mchu. Wkrótce pali się knot i wspaniały ogień rozjaśnia całe wnętrze dużej dostatniej chaty. Dziwię się ogromnie na co jej taki duży ogień, gdy nie urządziła jeszcze chaty, gotów jestem nawet zarzucić jej rozrzutność w użyciu cennego tranu — zatrzymuje mnie jednak w tym sądzie myśl, że Eskimos nigdy nic nie czyni bez wyraźnego celu. Myśl ta wkrótce okazuje się słuszna. Powoli w chacie daje się odczuwać duże gorąco, a jest ono potrzebne do ostatecznego spojenia poszczególnych części ścian. Widzę, jak płyty śniegowe tają w cieple po wierzchu i zlewają się z sobą tak, iż tworzą jednolitą, ściśle spojoną ścianę śniegową.
Nalungja tymczasem nie próżnowała i doprowadziła do porządku łoże. U spodu na śniegu leży nieprzemakalne pokrycie kajaka, które na jesieni zdejmuje się z czółna, a które zabezpiecza od wilgoci skóry reniferowe, leżące na niem. Skóry te ułożone są bardzo ładnie i posłanie prawdziwie ponętnie wygląda. Teraz Nalungja napełnia garnek śniegiem i zawiesza go nad ogniem na dwóch sznurach, przy-