Strona:Radosne i smutne.djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



VI.




Ci szlachetni mołojcy, którzy dziurawili przez dwa tygodnie swoje własne miasto, mieli w swoim rycerskim, żywocie jeden jedyny uczciwy zamiar, kiedy za wszelką cenę postanowili powiesić cały ministerjalny gabinet.
Na to gabinet zacytował im słowa z „Wesela“: — „Pan mi razy dwa nie powie“, i uciekł, jako młody jelonek. Z tem to był najmniejszy kłopot. W szczerze demokratycznych społeczeństwach trudno jest o kaszę, albo o cukier, nigdy jeszcze jednak nie bolała głowa o to, skad wziąć ministra. Zjawiły się tedy jakoweś nowe chuligany, z których jeden nie umiał wcale pisać, inny umiał czytać tylko z drukowanego, ale miał rewolwer, powstała tedy nowa władza, na widok której najgłupszy nawet prokurator dostawał świerzbu palców. Ale gęby! — Boże miłosierny, co to były za gęby!