Strona:Radosne i smutne.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 26 —



rzał nagle z jego gardzieli stalowe zęby maszynowy karabin, jako asekuracja śmierci, wrazie, gdyby zawiodły szrapnele. Te zaś dawno już nie miały takiego dobrego dnia, uradowane, że znowu powracają do znaczenia po owych smętnych czasach, kiedy armatę z zaprzęgiem można było od wolnego rosyjskiego bohatera kupić na froncie za sto rubli. Szrapnele dodawano gratis, wobec czego w tej chwili szrapnele oszalały z djabelskiej radości, lecąc jak stado rozwrzeszczanych wron na piękne miasto, nie na jakiś zabagniony okop. Prezentowały się też przerażonemu, niemal miljonowemu miastu z najpiękniejszej strony, rozwijając przedewszystkiem talenty swoje muzyczne, które rezonans ogromnych pudeł kamienic doskonale uwydatniał.
Kiedy więc działo wypluło z rykiem z gardzieli swojej taki „miejski“ szrapnel, on gwizdnął najpierw z radości, wydostawszy się na wolność, zachichotał potem piekielnym śmiechem, że aż mróz przechodził po kościach, ujrzawszy w pędzie wspaniały cel, jak gdyby klasnął następnie, już lotem obłąkany i rwał się z szurnem, hukiem, wrzaskiem, z głębokim jękiem, z towarzyszeniem wszystkich głosów, jakie wydaje śmierć. Za nim biegł dziesiąty,