Strona:Radosne i smutne.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 10 —



wreszcie dwóch takich romantyków powiesiło się wedle wszelkich zasad sztuki, jeden się starym, dobrym zwyczajem, zastrzelił, a jeden, biedaczyna już taki, że go nie stać było na żaden patentowany przyrząd do uśmierzenia rozpalonej głowy i do uspokojenia rozwichrzonego z wielkiej miłości serca, rzucił się łbem na dół na gościnny bruk warszawski, zupełnie niepomysłowo. Należałoby o tych straceńcach napisać to, co się pisze w kronikach policyjnych, podając jako drobiazgowy i małoznaczny powód samobójstwa: „nieszczęśliwą miłość“.
Na resztę nieprzyzwoitych „reemigrantów“ patrzą ludzie stołeczni z dobrotliwą podejrzliwością i z tym paralitycznie słodkim uśmiechem, złożonym chemicznie z dozy politowania, współczucia, arszeniku, kwasu siarczanego i tym podobnych serdecznych ingredjencyj. Istnieje bowiem epidemiczne podejrzenie, że te zmizerowane Don Kiszoty, których wojna, jak pies w pięty gryząc, pędziła przed siebie, wciąż dalej i dalej, czasem aż na chińską granicę, — wszyscy są utajonymi miljonerami. Mam zawsze wrażenie, ilekroć mi się kto serdecznie i ze wzruszeniem w dobrych oczach przygląda, że ów człowiek zacny myśli i pilnie w gościnnem sercu rozważa, iż w podeszwie lewego buta