wielcy prorocy, są przedstawicielami takich wielkich idei. Stawiają nam oni przed oczy sposobność wyrzeczenia się wszystkiego, co mamy. Kiedy dobędą swej boskiej misy żebraczej[1], czujemy że niema rady, musimy dawać, i czyniąc tak, przekonywamy się, iż w dawaniu jest najprawdziwsza nasza radość i wyzwolenie, do tego stopnia nas bowiem ono łączy z nieskończonością.
Człowiek nie jest zupełny; dopiero ma być. W tym, czem jest, mały jest, i gdyby mogło się nam zmieścić w głowie, że się w tym stanie na wieki zatrzymał, stworzylibyśmy pojęcie najstraszniejszego piekła, jakie człowiek sobie może wyobrazić. W tem, czem ma być, jest nieskończony, tam jego niebo, jego wyzwolenie. Jego jest zajęte jest co chwila tem, co może zdobyć i z czem się może uporać; jego ma być łaknie czegoś, co jest więcej, niż można zdobyć, czego człowiek nigdy nie może utracić, bo go nigdy nie posiadł.
Biegun skończoności naszego istnienia tkwi w świecie koniecznej potrzeby. Tam człowiek oddany jest zachodom około zdobycia pokarmu, by żyć, odzieży, by chłodu uniknąć.
- ↑ Żebranie w Indjach nie było niczem hańbiącem. Żyli w ten sposób błędni wędrowcy, wyrzekający się świata, zgodnie ze zwyczajem, a potem liczne sekty i zakony żebracze, wśród nich przedewszystkiem zakonnicy buddyjscy. Żebrak taki nosił z sobą miseczkę drewnianą, a kiedy przyszła pora jedzenia (raz na dzień) wchodził do domu i wyciągał ją, niemym gestem prosząc jałmużny.