Strona:Rabin Dr. Samuel Abraham Poznański.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i jeszib, dla przytułków, tysiące wizyt różnych interesantów: prośby płacze, narzekania, rekursy... a tymczasem otwiera rząd Seminarjum dla nauczycieli religji żydowskiej i powołuje Poznańskiego na dyrektora. Trzeba seminarjum zorganizować, obmyśleć plan nauk, dobrać odpowiednich nauczycieli, stworzyć opiekę nad uczniami... tysiące kłopotów i trudności, zanim można rozpocząć naukę. A gdy się już rozpoczęło naukę, musi Poznański codziennie gonić do szkoły i spędzać tamże całe przedpołudnie, by zaraz po obiedzie mieć u siebie najrozmaitszych interesantów.

∗             ∗

Takie życie, pełne pracy, trosk i niedostatków nadszarpało siły tego zdrowego człowieka. Już od kilku lat trawiła go ciężka choroba (niedomaganie serca) i lekarze — przyjaciele radzili żyć spokojnie, nie martwić się wiele i nie przepracowywać się. Niestety były to rady, których Poznański, jak wielu innych, nie mógł posłuchać. I oto rychło nastąpiło pierwsze ostrzeżenie. Na wakacje roku 1919. wyjechał z rodziną do Michalina na wilegjaturę i zabrał ze sobą sporo książek i notat, by tutaj „wypracować“ swe zaległości. Na „post dziewiątego Ab“ wyjechał do Warszawy, by uczestniczyć w nabożeństwie w synagodze; żona została na wsi i miała za kilka dni przyjechać po niego i zabrać go z powrotem. I kiedy sam był w całem mieszkaniu, miał pierwszy silny atak, który go o mało nie przyprawił o śmierć. Lekarze uznali stan za bardzo niebezpieczny i nakazali bezwarunkowy spokój i wstrzymanie się od wszelkiej pracy. Przybyła żona i otoczyła go czułą opieką i stan chorego począł się zwolna poprawiać. Ale atak ten wywarł na Poznańskim silne wrażenie; widział, że życie jego ma się ku końcowi i oto dnia 5 sierpnia 1919 r. (Tisza b, Ab) napisał list pożegnalny do żony i do dzieci, coś w rodzaju swej ostatniej woli, pod którą umieścił tekst przeznaczony dla swego nagrobka (epitafium).
Ostatnie dwa lata życia Poznańskiego upływały wśród tych samych warunków jak poprzednio. Stan zdrowia jego poprawił się nieco, ale nie był to już ten sam rzutki i silny mężczyna, który się nie ugiął pod żadnym ciężarem. Natężała go praca w szkole, natężały go kazania, pogrzeby i śluby, nie wolno mu było szybko chodzić. Często ustawał w pracy i kładł się do łóżka na kilka dni, by zebrać siły