Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach! To jakaś omyłka głupiego urzędnika kolejowego! — powiedział. — Taki paszport przechodzi przez mnóstwo rąk, a jedna pomyłka tamuje całą sprawę. Drogi pułkowniku, nie troszcz się pan i pozwól biurokratyzmowi na dzień, lub dwa dni zwłoki, a wszystko będzie w porządku. Tymczasem pielęgnuj pan należycie piękną żoneczkę swoją, może lepiej nawet, że jeszcze zostanie przez czas pewien.
— Tak, — powiedziała Helena z dąsem — ale nie chcą nas wpuścić za tym paszportem do naszego mieszkania poprzedniego.
— Co? — wykrzyknął mały, tłusty człowieczek, pełen oburzenia i podszedłszy do sekretarza, zbeształ go, jak to jest możliwe tylko w Rosji i Turcji.
— Służ, psie jakiś, dobrze przyjaciołom moim, służ im bardzo dobrze! Niema dla nich nic zbyt dobrego w tym hotelu! — Potem zwró­cony ku nam, powiedział: — Drogi pułkowniku, racz wybaczyć, ale mam dużo zajęcia. Zabawcie państwo jeszcze dzień, lub dwa w Petersburgu. Zaprowadź pan żonę do opery i spędźcie państwo wesoło wieczór dzisiejszy! Bon jour! — pożegnał się jak najuprzejmiej, całując kilka razy rękę Heleny.
Zostawszy sam na sam w mieszkaniu, szepnąłem jej:
— Czy sądzi pani, że ma podejrzenie?