Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Odjeżdżamy o pierwszej w południe... Proszę tedy zapakować rzeczy.
— Dobrze...
Nie słyszała niemal tego, co mówiłem.
— A więc, dobranoc!
— Dobranoc! — odparła i poszła do siebie, ja zaś zauważyłem, że w świetle gazu jest bledsza niż przy woskowych świecach księżny.
Poszedłem do Jacht-Klubu i straciłem tyle pieniędzy, że wracając o świcie, doznałem uczucie, iż czeka mnie inna jeszcze niedola, poza niepowodzeniem w grze.
W biurze hotelu, poleciłem by mnie zbudzono o dziesiątej, tak że miałem przed sobą jeszcze trzy godziny czasu na pakowanie rzeczy, śniadanie, oraz odwiezienie na dworzec kobiety, która była mem niebezpieczeństwem, troską i zachwytem.
Pewny, że w takim nastroju nie zdołam zasnąć, wziąłem dwa proszki, by po sześciu godzinach snu zbudzić się o dziesiątej na pukanie.
Przechodząc przez nasz salonik do sypialni mojej, dostrzegłem padające przez dziurkę klucza światło z sypialni Heleny.
— Ha, ha! — roześmiałem się. — Ma więcej do pakowania, niż ja, i spędziła na tem noc całą.
Potem wlazłem w łóżko, a opjum dało memu udręczonemu duchowi, pożądany spokój.