Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ujrzawszy niespodzianie na Newskim szyld francuskiego aptekarza, pomyślałem, że bezprzytomność jest nierównie lepsza, niż szarpiące mną uczucia, i wszedłem do apteki.
— Cierpię na bezsenność — powiedziałem po francusku młodemu człowiekowi, który spytał czego sobie życzę — a koniecznym jest mi spoczynek nocny. Czy mógłbym dostać coś, co sprowadzi pożądany skutek?
— Oczywiście! — odrzekł. — Przyrządzę zaraz kilka proszków.
Podczas gdy się tem zajął, rozmawiałem z nim, by odpędzić myśli.
— Jak długo wypadnie czekać na działanie?
— Około godziny.
— To długo. Czy nie możnaby tego przyspieszyć?
— Naturalnie! Proszę wziąć dwa proszki, a w ciągu półgodziny zaśniesz pan.
— A jeślibym wziął trzy? — spytałem, gdyż zależało mi na tem, by pokonać fatalny nastrój.
— Trzy? Za kwadrans już, przypuszczam, nastąpiłby rezultat... ale trzy...
— Mogłyby być niebezpieczne?
— O nie! — rzekł młody człowiek w zadumie. — Mimo to, nie radziłbym panu brać trzech.
— A w razie zbyt wielkiej dozy? — spytałem, gdyż zawsze chcę być należycie poinformowany o narzędziu, którem operuję.