Strona:R. Henryk Savage - Moja oficjalna żona.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zjawię się znowu jutro, piękna kuzynko, i mam nadzieję pokazać jej wspaniałości Peters­burga. Przybędę sam, bez brata, który tęskni tylko do stolika bakaratowego w Jacht-Klubie. Będę tedy mógł zostać dłużej.
— Mój Saszo! To ty właśnie przepadasz za stolikiem bakaratowym w Jacht-Klubie! — rzekł Borys, a potem dodał, zwrócony ku mnie: — Konstanty zapisał pana, drogi pułkowniku, do naszego klubu, gdzie spędzimy, ufam, nie­jedną miłą chwilę.
Rzekłszy to, uścisnął mi serdecznie dłoń i skłonił się Helenie. Sasza uczynił to samo, z tą odmianą, że raz jeszcze pocałował ogniście żonę moją, za co mu życzyłem piekła, mimo że byłem oszołomiony fatalną wieścią o powrocie córki. Cóż miało stąd wyniknąć dla mnie i dla tej kobiety? Jakie odkrycia... konsekwencje? To też niewiele poświęciłem uwagi tej nowej fazie mego miodowego miesiąca.
Gdy przebrzmiały kroki gości, szepnąłem jej ze złością:
— I znowu przywłaszczyła sobie pani imię żony mojej, Laury.
— Proszę przebaczyć — odparła — ale dla naszego wspólnego bezpieczeństwa jest rzeczą niezbędną, bym nosiła to imię. Jeśli chcesz pan dać upust złości, trzeba, drogi Arturze,