Przejdź do zawartości

Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i w niwecz obracać argumenta przeciwnika. Szyderstwo rosło w miarę jak się ożywiał, ironia stawała się coraz dotkliwszą, alluzye do żywota nieboszczyka, do pięknéj córki, do stosunków domowych zręcznie wplątane — uśmiechy wywoływały w słuchaczach.
Żywult przybierał w jego mowie fizygnomią dobrodusznego biedaka, simplicyusza uciśnionego, splątanego intrygami kobiecemi. Wszystko co miała za sobą pułkownikowa zostało pominięte lub prawnemi wybiegami w niwecz obrócone. Sąd, zdaniem Turczynowicza, miał dekretem swym dać wielki przykład sprawiedliwości i naukę ludziom. Mowa była nadzwyczaj zręczną, była świetną — talent patrona w niéj jaśniał — lecz, pomimo to, dla ludzi sumiennych po za temi oratorskiemi blaskami przeglądała prawda więcéj zaćmiona niż zatarta.
Porwanych i ujętych było wielu, nikt się nie czuł przekonanym. Replika Susła, który z takim antagonistą mierzyć się nie mógł, skłopotana, jąkająca się, niezręczna, była spełnieniem obowiązku — nic więcéj. Deputaci wcale jéj niesłuchali — wyjąwszy Leńkiewicza. Dekret był już tak jak przygotowany.
Gdy sędziowie na ustęp poszli — Leńkiewicz nie zrażony niepowodzeniem, wystąpił raz jeszcze... i stało się czego się nikt nie spodziewał.
Deputat mozyrski zwykle poważny i surowy, ironią i szyderstwy Turczynowicza wprawiony