Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

krok odstąpił, skłonił się nisko i zamilkł. Nadto był pewien wygranéj, krok ten zamiast go zmiękczyć, wbił w przekonanie, iż strona przeciwna zgubę swoją widziała — radował się więc w duszy stękając i u drzwi pożegnawszy przybyłych, gdy się te za niemi zamknęły, podskoczył do papierów powracając. Oczy mu się zaiskrzyły.
Iwanowski milczący poszedł do pułkownikównéj.
Zmierzyła go oczyma, widząc uznojonego i nie spytała nawet co przynosił. Domyśliła się łatwo.
— Trzeba więc kielich wypić do dna — szepnęła panna Tekla wzdychając.
— Królowo moja — odparł Iwanowski — nie frasuj się... Sługa twój odda to co stracicie — bo wszystką fortunę swą u nóg twych kładnie. A z Żywultem zresztą rzecz nieskończona. — Chce prawa, będzie go miał do syta... do dekretu daleko!...




Jmć pan Suseł patron trybunału, który przyjął sprawę Borkowskich i ciągnął z niéj nie małe dla siebie korzyści, chociaż klientce swéj, w obec prepotencyi radziwiłłowskiéj mało obiecywał — zobaczywszy przeciwko sobie stojącego sławnego Turczynowicza, wziął na kieł. Miło mu było z takim walczyć adwersarzem. Starał się w jakikolwiek sposób jednak sprawę odroczyć, tak źle wróżył ze składu trybunału.
Na wybiegach, któreby mu pomogły ściągnąć