Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ale księżna wciąż głową trzęsła.
— Ja asindziejowi radzę, pogódź się, sprawy nie wygrasz...
Wystąpienie to księżnéj niepojętem było dla horodniczego, dotknęło go mocno, lecz bynajmniéj nie zachwiało.
— A! to tak! — zawołał wychodząc ze dworu. Z tej beczki księżna jejmość nalewa. No, to ja znajdę na pułkownikównę sposób! Ale żebym miał kobiecéj opresyi uledz! ja! niech mnie pioruny jasne ubiją, niech pójdę na wskroś ziemi. Nie doczekanie téj gąski.
W wielkim gniewie wrócił horodniczy do swojego mieszkania i przez parę dni wcale się nie pokazywał. Co robił, nie było wiadomo. Wyjechał potem do Wyżynki i siedział tam, jak mówiono nad papierami kilka tygodni.
Leńkiewicz, który go potajemnie szpiegował i usiłował dojść co zamyślał, aby wiedziéć jak się bronić — bo sprawę panny brał do serca — pomimo najtroskliwszych zabiegów, dojść nic nie mógł.
Suseł, bojaźliwy a nie przenikliwy wcale — tajemniczemu temi przygotowaniami był niezmiernie zmięszany.
— Co ten człowiek myśli? co on zamierza... kroków prawnych nie przedsiębierze niemal żadnych. Patrona dotąd nawet nie wybrał sobie. Przycupnął pod miedzą, a kiedy taki jak on człek zakradnie się i cicho siedzi — ho! ho! zła, najgorsza sprawa.