Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żałobę po narzeczonym... i gotowała się dać mu surową odprawę, lecz deputat jakby to przeczuł stawił się bardzo zimnym. Sam naprzód począł, od pochwał nieboszczyka, wyrażając żal swój po nim, — a żadnego sentymentu, o który go posądzano, nieobjawił w niczem.
— Będąc niegdy przyjacielem ś. p. pana Jana — rzekł — za święty to sobie miałem obowiązek stawić się tu, aby zapytać czy jéj nie mogę być w czem użytecznym. Wszak ci funkcyę deputata sprawuję ciągle.
Z tego naturalnie wszczęła się rozmowa o procesie, który pannę najżywiéj obchodził i była nim tak przejętą, że dzień i noc o nim rozprawiała chętnie. Leńkiewicz prawnik i expert w tych rzeczach, w istocie bardzo mógł się tu przydać.
Teklunia przyniosła dokumenta, listy Susła, notatki, rozłożyła je na stole i żywą poczęła rozprawę z p. Leńkiewiczem.
Ten, zimno, rozważnie, powolnie począł się informować — ale, wśród tych wymienianych pytań i odpowiedzi, zdawało się czasem pannie, że czulsze jakieś wejrzenia spotykała i głos bywał zmieniony. Natychmiast więc usuwała się nasępiona i dawała uczuć deputatowi, że tego nie ścierpi.
Leńkiewicz posłuszny stygł zaraz i do prawa powracał.
Lecz że proces wszelki jest ową beczką Danaid, w którą potoki słów wlewać można, nie zapełniając jéj, że przypuszczeń tysiące się rodzi — prze-