Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gotowa była klejnoty zastawiać, i pamiątki po ojcu sprzedawać. Szczyt, pani pisarzowa reflektowali ją, lecz uwagi jakie czyniono jeszcze ją więcéj rozdrażniały. Wpadała niemal w passyą gdy się jéj sprzeciwiano.
Pisarzowa była prawie pewną, że po zrzuceniu żałoby, znowu się do Pacewicz zjeżdżać zaczną jak do cudownego obrazu. Ten i ów zajrzał czasem, lecz nie było tu wesoło, panna nie zapraszała i nie bawiła — przestano bywać.
Jeden tylko niejaki pan Padalec, częściéj dojeżdżał, ale okazało się, że nie o pułkownikównie myślał. Począł się przysiadać do panny Agaty, czemu ona wiary jakoś nie dawała — i wzdragała się. Człek był przystojny choć niebardzo młody, postawny, i acz wielkiego nie miał majątku, przecież nie był bez grosza.
Po cichu intencye swe naprzód objawił pisarzowej, po tém i pannie Tekli, na ostatek pannie Agacie, która przekonawszy się, że myślał seryo o ożenku, oprócz tego przez matkę nakłoniona... zwolna się przezwyciężyła i — przyjmowała go nieźle.
Nie był powabny, ale téż nie brzydki, wedle teoryi pisarzowéj sam człowiek na męża, z tych co się przywiązują mocno, bałamutami nie bywają — i którzy przyszłość dają spokojną.
— Mężczyzna — mówiła ona córce — byle trochę był przystojniejszy od dyabła przyzwyczaić się do niego można.