Strona:Pułkownikówna Tom 2 (Kraszewski).djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przybierały coś ostrego i gniewnego. Rumieńce zgasły, bladość przezroczysta okrywała twarz i w chwilach tylko większych wzruszeń, krew wybiegała na lice.
Jakgdyby już wszystkiego w życiu skosztowała, nie była niczego ciekawą ni żądną. Mówiła sobie, że jéj przeznaczeniem jest nie osiągnąć nigdy czego pragnęła, więc i pragnąć niechciała.
Ale smutek, którym dusza była przepełniona, wcale nie miał tych właściwości niewieścich zwykłych któremi się on u nich odznacza; był milczący, zamknięty w sobie, spokojny, zrezygnowany. Z nadzwyczajną pilnością zajmowała się Teklunia szczególniéj procesem z horodniczym, który z początku sądził, że ją zastraszy i że mu kobietę łatwo pokonać przyjdzie. Przekonywał się teraz że proces z kobietą był może trudniejszym do prowadzenia niż z mężczyzną — bo się do niego mięszała namiętność i miłość własna. O układach o ustępstwach, o zgodzie panna słuchać nie chciała.
— Ja majątku tego niepotrzebuję dla siebie — powtarzała — oddam go na klasztory i szpitale, ale go odebrać muszę.
— Ten człowiek życie mojemu Jasiowi ukrócił, niema dla niego przebaczenia. Pókim żywa niedam mu spokoju.
Ostatni grosz szedł na koszta téj sprawy, a Suseł umiał wyzyskiwać namiętność Borkowskiéj i darł niemiłosiernie.