Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ścią i do despotyzmu domowego miał skłonność wielką, inni téż nie byli bez kozery — ale książę Marcin wiódł życie tak gorszące, a tak głośne iż co chwila spodziewać się było można, iż albo duchowieństwo przeciwko niemu wystąpi z jawném oskarżeniem, lub szlachta uciśnięta a oburzona na sejm wniesie sprawy jego.
Co się miało dziać w Czarnawczycach, o tém gdy rozpowiadano włosy powstawały na głowie, i gdyby połowa tego prawdą była, starczyłoby na potępienie rozpasanego na wszelką swawolę człowieka.
Pominąwszy fabuły o całym seraju, którym się książę Marcin otaczał, — pewnem było iż księżnę żonę swą i dzieci trzymał w więzieniu we dworze, że się z niemi obchodził okrutnie, pierwszych im potrzeb odmawiając. Porywanych gwałtem panien i mężatek siła było, dwór żaden nie czuł się od niego bezpiecznym. Prawą ręką księcia krajczego był niejaki Grabowski, żyd Szymon i — nawet, jak mówiono pleban Dawidgrodecki. Seraj książęcy, który wcale nieopływał w rozkosze, bo ledwie go licho przekarmiano, obyczajem wschodnim cały był pod kluczem, inaczéj by pono żadna z tych nieszczęśliwych istot nie wytrzymała. Oprócz tego mnogie zabójstwa i gwałty na szlachcie ciążyły na księciu Marcinie.
Lękając się już i sam o to, aby go nie zaskarżono, a dowiedziawszy się pono iż ks. Suzin pleban Klecki i czarnawczycki miał go w konsystorzu