Przejdź do zawartości

Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Więcéj niż kiedy wywoływał nań kuratelę.
To odgrażanie się brata, nie tylko nieopamiętało zakochanego, lecz miłość jego jeszcze wzmogło.
Iwanowski starszy miał lat z okładem trzydzieści, a że w amory się żadne nie wdawał wprzódy i wszelki zapas serdeczny cały zachował — gdy go teraz obrócił na miłość dla pułkownikównéj, buchnęła ona nadzwyczaj gwałtownie.
Człowiek był trochę dziwny, gorączka choć na pozór zimnego lubił udawać, serdeczny, szczery i — jak go widzisz tak go pisz.
Młodszy brat cale inny, prawnik, wykrętny, złośliwy, choć nieuczciwego się nic nie dopuścił, zarażony był ową doktryną wieku, moralnością trybunalską, która pod pokrywką prawności wiele nieprawości dopuszczała.
Dla horodniczego wszystko co legalnie mógł dokonać było godziwem. Trzymał się litery prawa — nie patrząc jak ona była zastosowaną.
Im się starszy więcéj rozkochiwał w pannie, tém młodszy rachował pewniéj, że niedopuściwszy go do niéj od ożenienia odstręczy.
Nie było tajemnicą, iż rozmiłowany powtarzał: Albo ta lub żadna. Horodniczemu zaś o to właśnie chodziło, ażeby się nie żenił.
Z intryg tych brata, o których starszy wiedział, śmiał się i lekce je ważył. Tamten znowu, gdy się spotkali, drwił że po panach niedogryzki chce zbierać — i że na taką infamię on nie dozwoli.
Jakby na pociechę dla młodszego wypadło, że