Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Sprawa acana zła, a niech Bóg niepamięta jurystom co ją jeszcze popsuli. Zupełnie z nią tak jak z dzieckiem co się krzywe narodzi, prostują je prostują aż na drugi bok zwichną.
Ale bądź acan spokojny... w trybunale, spodziewam się, pułkownikowa wszystkich córki amantów na deputatów nie wprowadzi... i Radziwiłłowie coś mogą.
Ucałował końce palców, niegdyś bardzo pięknéj, nieco dużéj rączki wojewodzinéj, pan Żywult zgiął się nizko i wyszedł rozpromieniony.
Nie zasypiano i w Pacewiczach, lecz — środki były ograniczone bardzo — przeszkód wiele i ostatecznie na dobroć sprawy i na poczucie sprawiedliwości trzeba było tylko rachować.
Zdawało się pannie, iż proces przegranym być w żaden sposób nie może. Iwanowski i Leńkiewicz, choć zazdrośni o siebie oba, duszą i ciałem byli oddani pułkownikowéj.
Chory i już z domu ruszyć się nie mogący Filipowicz, który téż był zawiadomiony o niebezpieczeństwie sypał pieniędzmi i obietnicami, poruszając niebo i ziemię przeciwko Żywultowi.
Oprócz tego, chociaż brat Prokop jak najdowodniéj zaręczył Borkowskiéj, iż wojewodzic Sapieha był zaręczony z Jabłonowską — i zdało się to pewném, jednego dnia po długiéj niebytności, zjawił się on w Pacewiczach znowu, jak gdyby nigdy nic. Wiózł z sobą nieodstępnego francuza Montresora i — co dziwniejsza, drugą taką lalkę jak