Strona:Pułkownikówna Tom 1 (Kraszewski).djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szki tak, iż już konie pułkownikowéj zaprzęgano i tłumoki znoszono, a w gospodzie jeszcze nie widać było końca. Wszyscy byli dobrze podchmieleni.
Obawiając się przypóźnić, Borkowska dawała znaki córce do odjazdu i w końcu panie się żegnać poczęły.
Iwanowski rozmiłowany razem i na księżnę gniewny, ostatni kieliszek za zdrowie panny Tekli wraz z innemi wypiwszy na klęczkach, począł coś szeptać swoim... Zatrzymano na chwileczkę pod jakimś pozorem już wsiadające panie.
Wszczęła się bieganina i posyłanie żydków bosych na wsze strony. Kareta już czekała przed karczmą, a tuż z różnych kątów zaczęto wyprowadzać i ciągnąć konie wierzchowe osiodłane, gdzie jakiego kto napadł.
Wszyscy biesiadnicy dosiadali szkap, i z czapkami na bakier gotowali się salvum conductum Borkowskiéj przez miasto zformować, towarzysząc jéj karecie.
Chociaż droga do Pacewicz nie szła około dworu wojewodzinéj, uradzono było nawrócić powóz umyślnie w ulicę, i pod samemi oknami księżnéj przeciągnąć z tą kawalkatą, okazując ilu przyjaciół miała pani Borkowska i że się ci nie wahali jawnie oświadczyć z kim trzymali.
Pochlebiała ta manifestacya pułkownikowéj, córkę w dumę wbijała, — lecz więcéj przewidująca