Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i zaczął znowu ostrożny atak. Doskakiwał do niego ze wszystkich stron, napierał przedniemi łapami ale zawsze o cal przed owadem, kłapał zębami coraz bliżej i wymachiwał głową, że uszy latały mu wgórę i nadół. Po jakimś czasie jednak znudziła mu się ta zabawa. Łowienie much także mu nie przyniosło zadowolenia; gonił mrówkę, z nosem tuż przy podłodze, ale i tem się prędko zniechęcił. Ziewnął, westchnął, zupełnie zapomniał o chrząszczu i... usiadł na nim! Przeraźliwy jęk bólu... i pudel począł pędzić po kościele. Z nieustannym skowytem biegł obok ołtarza, wpadł w drugie przejście, minął drzwi, szukając wyjścia. Szybki bieg zdawał się jeszcze potęgować jego rozpacz, tak że wreszcie przemienił się w kometę, wirującą po swej orbicie z szybkością promieni świetlnych — ale kometę, pokrytą sierścią. Wreszcie oszalały męczennik porzucił swój tor i skoczył na kolana swemu panu, który wyrzucił go przez okno. Odgłosy bólu słabły i słabły, aż wreszcieza marły zupełnie woddali.
Przez cały ten czas wszyscy w kościele mieli czerwone twarze i krztusili się od tłumionego śmiechu, kazanie zaś ugrzęzło na martwym punkcie. Teraz zostało podjęte na nowo, ale wlokło się leniwo i chwiejnie; pastor nie miał już możności okazywania głębszych wzruszeń, gdyż najuroczystszy naw et wyraz uczucia spotykał się ciągle z tłumionemi wybuchami bezbożnej wesołości i chowaniem głów pod ławkę, jakby biedny pastor opowiadał jakieś doskonałe dowcipy. Wszyscy odetchnęli