Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go powiatowego i innych wybrańców losu, a główna kwatera podała tę wielką nowinę do publicznej wiadomości. Było to stanowczo najbardziej zdumiewające zdarzenie ostatnich dziesięciu lat. Wrażenie było tak potężne, że podniosło w oczach publiczności nowego bohatera nawet do wyżyn sędziowskich, i szkoła miała teraz zamiast jednego, aż dwa okazy, wywołujące powszechny podziw. Zazdrość pożerała chłopców, ale nastraszniejsze męczarnie cierpieli teraz ci, którzy za późno spostrzegli się, że to oni właśnie byli narzędziami w ręku Tomka, który ich kosztem zdobył znienawidzoną sławę. Ułatwili mu to, oddając mu swoje karteczki za marności tego świata, które on nagromadził, sprzedając za nie prawo bielenia płotu. Czuli pogardę dla samych siebie, widząc, jak padli ofiarą tego podstępnego uwodziciela, jak wpadli w paszczę tego czyhającego na nich, przebiegłego węża.
Wręczenie nagrody Tomkowi odbyło się z wylewem tylu uczuć, na ile tylko superintendent mógł się w danych warunkach zdobyć. Ale wylewowi temu brakowało właściwej siły, bo jakiś instynkt mówił panu Waltersowi, że jest tu jakaś tajemnica, która kryje się przed światłem dziennem. Sprzeciwiało się to wprost zdrowemu rozsądkowi, by właśnie ten chłopiec mógł nagromadzić w śpichrzu swego ducha dwa tysiące ziaren mądrości biblijnej — bo już tuzin zaledwie byłby niewątpliwie przeładował jego mózgownicę.
Amy Lawrence była dumna i szczęśliwa; wyrazem twarzy starała się dać to Tomkowi do zro-