Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pani Thatcher zaprzeczyła słabym ruchem głowy i zbladła jeszcze bardziej.
— U mnie nie spał, — powiedziała pani Harper, a w spojrzeniu jej odmalowało się również zaniepokojenie.
Lęk ogarnął ciotkę Polly, świadczył o tem wyraz jej twarzy.
— Joe, widziałeś dzisiaj Tomka?
— Nie.
— A kiedy widziałeś go po raz ostatni?
Joe Harper usiłował przypomnieć sobie, ale napewno nie umiał nic powiedzieć. Ludzie, wychodzący z kościoła, zatrzymywali się. Przebiegały szepty, twarze poważniały, niedobre przeczucia malowały się na nich. Wypytywano z zaniepokojeniem dzieci, młodych nauczycieli i nauczycielki. Wszyscy powiadali, że nie zauważyli, czy Becky i Tomek znajdowali się w powrotnej drodze na pokładzie parowca, bo było ciemno; nikomu nie przyszło na myśl sprawdzić, czy kogo nie brakuje. Naraz pewien młodzieniec wypowiedział okropne przypuszczenie, że może oboje są jeszcze w pieczarach!
Pani Thatcher zemdlała, ciotka Polly wybuchnęła płaczem i załamała ręce.
Straszna wieść przebiegała z ust do ust, od jednej gromadki ludzi do drugiej, z jednej ulicy na drugą i po pięciu minutach wszystkie dzwony biły na trwogę, a w całem mieście wszczął się ruch i bieganina. Nocne wypadki na Cardiff Hill zbladły, stały się nic nie znaczącym epizodem, zapomniano o opryszkach, siodłano konie, szykowano łodzie, zamówiono prom, i w niecałe pół godziny po uja-