Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wtenczas Już będę zupełnie sam, jakkolek na świecie.
— Ale gdzież tam, będziesz u nas mieszkał! No, ale teraz ruszajmy się, trzeba się zabrać do kopania.
Pracowali w pocie czoła całe pół godziny. Bez skutku. Znowu pół godziny wysiłków, i znowu nic. Huck rzekł wreszcie:
— Czy oni zawsze tak głęboko zakopują?
— Czasami... nie zawsze. Naogól nie. Myślę, żeśmy nie natrafili na właściwe miejsce.
Wybrali więc inne i zaczęli na nowo. Praca szła ciężko, ale szła. Jakiś czas kopali w milczeniu. Wreszcie Huck wsparł się na łopacie, otarł rękawem pot z czoła i zapytał:
— Gdzie chcesz kopać potem, gdy tu skończymy?
— Może zabierzemy się do tego starego drzewa na Cardiff Hill, za domem wdowy.
— Zdaje mi się, że to będzie dobre miejsce.
Ale Tomku, czy nam wdowa nie zabierze skarbu, bo to przecież na jej gruncie!
— Co? Zabierze? Niech spróbuje! Jeśli ktoś znajdzie taki zakopany skarb, to skarb jest jego, bez względu na to, do kogo należy grunt.
To uspokoiło Hucka. Praca została znowu podjęta. Po pewnym czasie Huck zawołał:
— Do licha! to musi być znowu złe miejsce. Jak myślisz?
— Wiesz, Huck, że to bardzo ciekawe. Wprost nie rozumiem. Czasem przeszkadzają czarownice, może i teraz jakaś nam w drogę weszła!