tu i szklankę wody sodowej i chodziłbym stale do cyrku, kiedy tylkoby przyjechał. Byłyby to wspaniałe czasy!
— A nicbyś nie odkładał?
— Odkładał? Poco?
— No, żeby mieć później z czego żyć!
— Toby się na nic nie zdało, bo jakby mój ojciec kiedy wrócił, a ja jeszczebym coś miał, to by to zaraz zagarnął, a ręczę ci, że onby wszystko prędko przepił. A co ty zrobisz ze swoją połową, Tomku?
— Kupię sobie nowy bęben, i prawdziwy miecz, i czerwoną szarfę, i małego buldoga, i ożenię się.
— Ożenisz się!
— Tak!
— Tomku, ty... ty zwarjowałeś!
— Czekaj, zobaczysz.
— Tomku, ależ to największe głupstwo, jakie wogóle można zrobić. Patrz na moich starych. Ciągle się tylko bili i kłócili. I to nie na żarty. Pamiętam jeszcze.
— To niczego nie dowodzi. Dziewczyna, z którą ja się ożenię, nie będzie się biła.
— Ależ, Tomku, mnie się zdaje, że one są wszystkie jednakowe. Zastanów się! A jakże się ona nazywa, ta twoja dziewucha?
— To nie jest dziewucha, tylko dziewczyna.
— Chyba to wszystko jedno. Jedni mówią dziewucha, inni dziewczyna, ale to przecież na jedno wychodzi. No więc, jak ona się nazywa?
— Powiem ci to kiedyś, nie teraz.
— Jak chcesz! Ale kiedy ty się ożenisz, to
Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/243
Wygląd
Ta strona została przepisana.