Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że wyspa ma około trzech mil długości a ćwierć mili szerokości i że od drugiego brzegu rzeki, ku którem u była zwrócona, oddzielała ją wąska od noga, szerokości zaledwie dwustu łokci. Co godzina skakali do wody, by popływać trochę, to też gdy wrócili do obozu, było już dobrze po południu. Byli zbyt głodni, by iść jeszcze na połów ryb, uraczyli się więc szynką na zimno, a następnie pokładli się w cieniu i gawędzili.
Ale pogadanka coraz bardziej leniwiała i wreszcie usnęła. Cisza, uroczysty nastrój lasu, uczucie osamotnienia poczęły coraz bardziej spowijać dusze chłopców. Popadli w zamyślenie. Coś jakby tęsknota ogarnęła ich dusze; zrazu bezimienna i bez kształtu, poczęła się coraz wyraźniej zarysowywać: był to kiełkujący w nich żal za domem. Nawet Huck Czerwonoręki marzył o swych schodach i pustych beczkach. Wstydzili się jednak tej słabości i żaden nie miał odwagi powiedzieć, co myśli.
Od dłuższego już czasu odzywały się woddali jakieś dziwne odgłosy, ale chłopcy nie uświadamiali sobie tego, podobnie jak bywa często z tykaniem zegarka, z którego sobie nie zdajemy sprawy. Teraz jednak owe tajemnicze dźwięki stały się wyraźniejsze i narzuciły się wprost świadomości. Wzdrygnęli się, spojrzeli po sobie, potem poczęli z natężeniem nasłuchiwać. Zrazu długa, głęboka, niezamącona cisza — a potem basowe, huczące „bum« nadleciało zoddali.
— Co to jest? — wykrzyknął Joe, prawie bez tchu.