chowania diety jedzenie, które ledwo mógł przełknąć, w jesiennej porze nie dbano nawet o dostateczny opał. Skarży się w listach do Stefana Breuninga. I w takim trybie życia, biegając po jesiennych polach i strasząc okolicę (aż się pewnego dnia para wołów zaprzężonych do woza spłoszyła na jego widok) — pisze takie dzieła, jak finał Kwartetu b-dur i ostatni Kwartet...!
Na Karola pobyt wiejski oddziaływał jak najgorzej. Chłopak rozpróżniaczył się zastraszająco, jeszcze bardziej oddalił się od stryja, a przylgnął do lichej i płytkiej pani Janowej, potrafił nawet w miasteczku pobliskiem szukać zabaw o wątpliwej wartości.
A stryj jego znów zaczął chorować. Pojawiły się groźne oznaki wodnej puchliny. Trzeba było wracać, tem śpieszniej, że i gospodarz naglił do wyjazdu. Brat jednak odmówił choremu odesłania go do Wiednia w krytym powozie.
Pierwszego grudnia twórca Mszy Solennej ruszył więc w drogę na wozie mleczarskim, w dzień mokry, ostry i przejmująco zimny. W niedostatecznem ubraniu dotarł tak pod wieczór do wiejskiej karczmy, gdzie położył się w nędznej, nieopalonej izdebce o pojedyńczych oknach. Czuł się źle.
Północ biła na jakimś zardzewiałym zegarze, kiedy się zbudził od suchego kaszlu. Ciemno. Za oknem coś kapie równo i brudno. Czarno przed oczami. Nagle wzdrygnął się od dreszczu febry. Pod lepką kołdrą skulił się i dzwonił zębami. Kłucie w boku. Boże, co za pragnienie! Wody... wody... Niema nikogo. Podnieść się? Daremnie. Lodowata ręka z pod kołdry szuka świecy, czegoś, ratunku, światła.
Tak leży i palce nieczujące grzeje w bijącym ogniu skroni. Wszystkie władze zmysłowe wyostrzone ma niezmiernie. Gdzieś za trzeciemi drzwiami słyszy
Strona:Przybłęda Boży.djvu/382
Wygląd
Ta strona została przepisana.