Strona:Przybłęda Boży.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się dla mnie ten wielki człowiek, jak szczerą przyjaźnią chciałabym obdarzyć go, ile dobra mu przychylić.
Mały bratanek umieszczony został w instytucie mego ojca. W związku z tem Beethoven odsłonił nam stopniowe tajemnice swoich trosk i cierpień, a z tych skąpych zwierzeń przekonałam się, że jest to człowiek nieszczęśliwy, schorowany i nierozumiany u ludzi.
„Silny ten i szczery charakter tak nam się podoba; ta skromno6ć i serdeczność. Troska, jaką sprawiają mu nieszczęśliwe stosunki z matką bratanka, bardzo głęboko nim szarpie; to zasmuca mnie naprawdę, bo taki człowiek powinien być bardzo szczęśliwy. Niechby się tylko jak najbardziej zbliżył do nas i w naszem serdecznem odczuciu znalazł ukojenie i radość! Ojciec zapytał go, dlaczego tak wcześnie opuścił nas onegdaj w wesołej zabawie, a on odpowiedział, że twarz jego nie licuje z wesołemi twarzami, że czuł się tak przygnębiony, iż dłużej wytrzymać nie mógł...“
Bratem się dla mnie stał bliskim, przyjacielem. Czy on tego nie widzi? Jest dla mnie taki, jak dla wszystkich. Powie niekiedy miłe słówko, ciepłe, ale i zdawkowe. Dziecko we mnie widzi, czy co? Jeszcze nic do mnie takiego nie powiedział, co jabym mówiła wciąż, gdybym była nim. Twardy człowiek. Cicho, na palcach przy nim chadzajmy, bo on ma w sobie przedziwne rzeczy i jest strażnikiem czegoś, na co dmuchać nie wolno. To się musi palić wolno, równo, ogromnie, jednym słupem do nieba, jasną smugą bez dymu. Mój brat i przyjaciel...
„Co on opowiada o przyjacielu swoim, o swojej niezrównanej matce, a sądy jego o ludziach, którzy z nim w jednym rzędzie stają — wszystko świadczy o sercu zarówno wykształconem, jak o rozumie. Wogóle wszystko, co on mówi, godne jest zapisania, takie to słuszne i niesfałszowane. — Znajomość z nim