Strona:Przybłęda Boży.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nie, które głos nieobniżony pozostawił bez kropki, otwarte.
I mezza voce, w ciemni tajemniczej, mistyczne i organowe, dymi oparem Adagio sostenuto, w nieporównanie piękny sposób poprzedzone dwiema prostemi nutami przedtaktu (których zrazu nie było, a które Beethoven w genjalnym błysku dodał pół roku po przesłaniu Sonaty wydawcy). Tak właśnie, tak brzmiał głos Syna Człowieczego: „Pójdźcie do mnie wszyscy obarczeni...“ Sytne, w jasnowidzeniu zanurzone fis-moll splata się z wybawczem g-dur w nadharmonję cudotwórczą. A gdy oba ustąpiły, ósemkowa pauza wyzwala na synkopach nowy temat o śpiewności szopenowskiej. Później trzeci podnosi głowę z głębin basu, rozwinąć się nie może, ale wygładza wszystko prostym gestem trójdźwiękowym. I gdy już powróciły inne i wypowiedziały się wspólnie i każdy z osobna, następuje spokój wieczny, w ogromnej ciszy utwierdzony błogością ostatnich, ledwie dosłyszalnych słów.
Teraz wielki akord fis-durowy przebrzmiał i nikt nie wie, co jeszcze być może. Ciemność naokoło... Szukające tony, akordy, przyśpieszone pasaże szukają otrzeźwienia. Od Largo do Prestissimo odbywa się to przytomniejące podnoszenie głów, przecieranie oczu i wodzenie wkoło wzrokiem zdumiałym. Wysokie trele — Allegro risoluto — świtają wreszcie: w basie nabiera kształtu dziwny, wielki, mocny i szorstki temat Fugi trzygłosowej. Co się teraz dziać zaczyna, w co jeszcze wyrosnąć mogła Fuga po jej świętym, Sebastjanie Bachu, jakie wgarnęła w siebie lądy i morza, ilu mieni się światłami, nad jaką panuje paletą barw i odcieni — tego nikt nie opowie. Temat i kontrtemat, pytania i odpowiedzi przenikają się, krzyżują, biegną równolegle, gonią się i cofają, głosy rozchodzą się i łączą, splatają i mnożą, czekają i głaszczą. Na-