Strona:Przybłęda Boży.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Beethoven żali się Riesowi: „Biedak zmienił się bardzo w swych ostatnich latach, tem bardziej więc teraz rad jestem, mogąc sobie powiedzieć, że co do ratowania go nie mogę sobie czynić żadnych wyrzutów“. Brat skonał w pełni lał męskich. Ale prócz sieroty zostawił wdowę, matkę jedynaka. Kobieta, która wiele cierni przysporzyła za życia mężowi; matka, która dziecku potrafiła zaszczepić najgorsze pierwiastki swej lekkomyślnej, przewrotnej i na niczem nieopartej natury. Spójrzcie naokoło: Każdy z was dobrze zna taki typ niewieści, w którym brak zasad walczy o lepsze z żądzą użycia, póki wiek pozostawia jeszcze choćby cień urody i jurności. Kobietę, która każdem włóknem swojem przeczy najświętszemu powołaniu swej płci, która umie tylko deptać godność żony i kalać twierdzę macierzyństwa, nad którą niema potężniejszej. Na czem stoi taka? Nie na wierze, bo nikt jej nie dał tej kości pacierzowej, bo ona nie ma nic świętego, nic wielkiego, nic, dla czegoby chciała poświęcić najmniejszą drobinę swego lenistwa; bo leniwa jest w duszy i w odruchach ciała, w zmysłach, myśleniu, sądach i pragnieniach. Nie na charakterze i woli, bo ich nie posiada: jej wnętrze jest jak rozpłynięta, lepka galareta rzeczy niegotowych i nierozpoczętych. Nie na entuzjazmie, bo ją porywa tylko płytki frazes i miałka sensacja, a oschła dusza pławi się w istocie nudy. Nie na miłości, bo poza brudnym i krótkim pędem płci niema w niej nic. Instynkty samiczne pełzają nawet dokoła jej uczuć macierzyńskich, zdzierając z nich czystość. Cechuje ją pół-uczucie, pół-ideał i pół-zamiar. Wszystko zmielone na pył liczmanów, tonące w słodkawym pozorze i rozpustnym uśmiechu. Ni kobieta, ni matka, ni człowiek: forma z masy papierowej z powietrzem pośrodku.
Wespół z tą kobietą stanął teraz Beethoven przy ośmioletnim chłopięciu w charakteru wychowawcy.