Strona:Przybłęda Boży.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wcale uczniów. Jest to robota przykra, która człowieka rozsypuje na tysiące szczegółów.
Myśli o nowej operze. Pisze do Kotzebuego: „Nie mogę powstrzymać się od gorącego życzenia, by posiadać operę pańskiego dramatycznego genjuszu. Niech będzie romantyczna, zgoła poważna, heroicznie-komiczna, sentymentalna, słowem, jak się panu podoba, przyjmę ją z przyjemnością. Coprawda najmilszy byłby mi wielki temat z historji, a szczególnie z czasów bardziej ciemnych, np. Attylli“. Lecz plany pozostają planami.
W Wiedniu aura staje się nieznośna. „Piszę nowe symfonje... Ale w tej kloace, w której się tu znajduję, wszystko to jest jakby zgubione. Gdybym się tylko sam nie zgubił zupełnie!“ — „Od cesarza do czyściciela butów, wszyscy Wiedeńczycy nic niewarci.“ — „O nieba, pomóżcie mi nieść! Nie jestem Herkulesem, który Atlasowi może pomóc świat nosić, albo nawet go zastąpić... Sztuka, ta prześladowana sztuka, wszędzie znajduje schronisko: wszak Dedal, w labiryncie zamknięty, wymyślił skrzydła, które wyniosły go wysoko w powietrze. O, i ja znajdę te skrzydła!“

Katedra stała w głównych konturach. Spadziste płaszczyzny olbrzymich murów czekały pendzla, któryby się na nich położył morzem barw.
W tęskne wnętrze wlała się ulewą Symfonja Siódma (a-dur, op. 92). Przepełniła całą atmosferę, pochłonęła wszystko, rozkołysała wszelki bezruch, pożerając i błogosławiąc. Zerwała tamy i wpadła słupem ławy. Ale nie zabójczej, czarnej, wrzącej cieczy —: przepychem uszczytnionego życia i jego blaskiem najbardziej tanecznym. Gigantyczne Poco sostenuto grzmotnęło taranem kilku arpedżjów a-durowych, któ-