Strona:Przybłęda Boży.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

motyw pierwszy wraca w krwistej repryzie, wzdyma się, przyczaja, wracają tamte, on góruje im, wieje na czele jak sztandar i kończy cwałem uskrzydlonej defilady.
Adagio, prościutkie, lekko załzawione delikatną poezją, całą swą pieśń czystego cantabile buduje na skocznym rytmie zaczajonego tańca, który prześwieca wszędzie i biernej melancholji podkłada eteryczny, ale realny system czynnego ruchu. Znów naprężenie słuchacza skupiają nieoczekiwane momenty fenomenalnych przejść, dotyków, splotów jednej pieśni z drugą, przytłumień i wyzwolin. I końcowe powtórzenie pieśni, kryształowe, skromne, obnażone pianissimo.
Zachwyt części trzeciej, Allegro vivace, ogniste, rozmachu pełne scherzo (te osobliwe ósemki d-es-d-es), z nieco znów rozmarzonem trio — jest przejściem do śmiechu, rozpasania i wesela bez zastrzeleń, radości z życia, z pełnego życia, jakie ono jest. To finale prycha i skrzy się zuchwałym rozśmiechem prosto w nos temu życiu, które mroczy się ponuro, a tu przemożnym chwytem młodych ramion wciągnięte jest w wesołe kolisko zadyszanej czeredy dzieciaków. Muszą być w życiu takie chwile, bo nie wytrzymałbyś, Musi być jedna bodaj taka symfonja skoków, psot i całkowitego powrotu w beztroskę lat dziecięcych...
Tu można przypomnieć zdarzenie, które długo komentowano w arystokratycznym świecie z najwyższą ujmą dla opinji o manjerach Beethovena. W salonie grał z Riesem jednego ze swych marszów. Hrabia jakiś w otwartych drzwiach głośno i wesoło rozmawiał z piękną damą. Gdy kilka prób uciszenia gwaru spełzło na niczem, Beethoven przerwał erę w połowie, gwałtownie ściągnął ręce ucznia z klawjatury, zerwał się na równe nogi i zawołał: „Dla takich świń ja nie gram“. Obrażono się śmiertelnie. Beethoven nigdy w tym domu grać już nie chciał, lecz gest ów na zaw-