Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pomieszane, smutne i wojenne grania. Don Kichot ze wzruszenia, co nim owładło, nie mógł usiedzieć na miejscu. O Sanczy powiedzieć jeno można, iż ze strachu przymknął do księżnej, ucieczki jego zwykłej, i że ukrył się za suknia swojej pani. Melodja, którą słyszeli, była melancholijna i żałośliwa wielce. Gdy wszyscy tak zacudowani byli, ujrzeli wchodzących do ogrodu dwóch ludzi w płaszczach żałobnych, tak długich, że wlokły się one po ziemi. Każdy z nich bił w bęben, czarnym suknem okryty; obok nich szedł flecista, czarny jak smoła. Za tymi trzema następował człowiek ogromnej postury, odziany w suknię jeszcze czarniejszą. Jej powiewające poły były wielce szyrokie. Był przepasany temblakiem czarnym, na którym zwieszało się ogromne szablisko w czarnej pochwie. Twarz miał krepą czarną zasłonioną, wskroś której widać było brodę białą jak śnieg, długą do pasa. Chód jego był powolny i dostojny, właśnie jakby do bębna bicia i fleta przygrywania stosował się. Słowem jego wzrost okazały, jego chód i ubiór czarny mogły w samej rzeczy sprawić zadziwienie wszystkim, co mu się przyglądali, nie wiedząc kim był. Ów dostojnym i nieskorym krokiem doszedł do księcia, który, stojąc, jak i inni przytomni, nań oczekiwał. Później ukląkł, ale książę mówić mu nie zezwolił, wpókiby nie wstał. Usłuchał potwór dziwny, podniósł się na nogi i, odsunąwszy z oblicza zasłonę, ukazał najdłuższą, najbielszą i najbardziej zmierzwioną brodę; jaką kiedykolwiek oczy ludzkie widziały. Później dobył z wnętrza szyrokiej piersi gromkiego i ponurego głosu i, patrząc na księcia, rzekł:

Wysoki i wspaniały panie, nazywam się Trifaldinem[1] o Białej Brodzie, jestem giermkiem grabini Trifaldi, inaczej zwanej Damą Dolorydą, od której przysłany jestem do Waszej Dostojności w poselstwie. Dama Doloryda prosi, aby Wasza Dostojność raczył pozwolić jej przybyć tutaj i wynurzyć swoją

  1. Te słowa Sanczy mają związek z pewnem cynicznem powiedzeniem, które z biegiem czasu stało się wreszcie przysłowiowe. Skazany na pręgierz lub szubienicę, siedząc na ośle, był wiedziony, z licznym orszakiem, przez ulice miasta. Wspomnienia takich przejażdżek częste są w hiszpańskiej „Powieści hultajskiej“. Don Pablo de Segov’a w „Buscón“ Queveda chwali się bezwstydnie, że jego ojciec wyszedł z więzienia, z tak okazałym orszakiem, iż damy stawały w oknach, aby mu się przyjrzeć, bowiem pozór miał wielce udatny“.